BKS SPARTA KATOWICE - strona nieoficjalna

Strona klubowa

Szkółka piłkarska

AKADEMIA SPARTY

 

DOŁĄCZ DO NAS!

 

Sparta na Facebooku

KLIKNIJ I POLUB NAS!

Kontakt E-mail

info@sparta.katowice.pl

 

Filmy z meczy Sparty

Partnerzy

 

Kliknij w logo

i dowiedz się więcej!

 

  

 

ZOSTAŃ PARTNEREM

KATOWICKIEGO KLUBU!

TEL.: 607 266 467

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Losowa galeria

Mecz z Pogonią Ruda Śląska
Ładowanie...

Aktualności

1 Listopada... warto się zastanowić.

  • autor: admin, 2009-11-01 11:28
Dziś coś nie związanego z futbolem a jednak dotyczy Nas wszystkich...
Widzimy się trzy razy w tygodniu, przyjeżdżamy na treningi i mecze samochodami więc może warto poświęcić 3 minuty na przeczytanie tego artykułu i zastanowienie się nad tym jak my sami zachowujemy się na drodze i ile ryzykujemy.Do zobaczenie we wtorek w komplecie.
Policjant: "O każdym krzyżu mogę opowiedzieć historię"

W 2008 r. w listopadowy weekend na drogach zginęło 41osób. Jechali na groby, wracali
z grobów. W tym roku najbliżsi pójdą także na ich groby. Po raz pierwszy to będzie
także ich święto.

Przeczytaj rozmowę z jednym z najbardziej doświadczonych
policjantów warszawskiej drogówki.

Młodszy inspektor Wojciech Pasieczny pracuje w stołecznej drogówce od 18 lat,
obecnie na stanowisku radcy wydziału. Jest jego nieformalnym rzecznikiem prasowym.
Przez pięć lat kierował sekcją pogotowia wypadkowego. Od lat niestrudzenie namawia
do bezpiecznej jazdy. Zasłynął m.in. serią drastycznych prezentacji pokazujących
skutki wypadków drogowych. Zapalony żeglarz i podróżnik. Opłynął już m.in. przylądek
Horn, był na Antarktydzie i Grenlandii. Ma żonę i dwóch dorosłych synów.


Kiedyś jeździł pan niemal do każdego wypadku w Warszawie, w którym ginął człowiek.

Były lata, kiedy w ciągu roku jeździłem do 50-70 wypadków śmiertelnych. Próbowałem
kiedyś zliczyć, ile już ofiar widziałem, ale nie potrafiłem.


Tysiąc?

Może nie aż tyle. Ale 500, może nawet 700. Pamiętam śmiertelny wypadek, drugi, po
tym jak kilka dni wcześniej zostałem kierownikiem sekcji pogotowia wypadkowego. Pan
jechał starem z Otwocka. Na Wale Miedzeszyńskim na oczach matki, rodzeństwa i
dziadków wprasował, dosłownie wprasował w asfalt kilkuletnią dziewczynkę. Mój syn
miał wówczas tyle lat, co ona. Pomyślałem: "To mogło być moje dziecko". Star nie
miał w ogóle układu hamulcowego. Klapę z tyłu samochodu, żeby nie opadała, kierowca
zabezpieczył siekierami. Włożył je ostrzami na zewnątrz.


Po wypadku trzeba powiadomić rodzinę. Zdarzało się to panu?

Wiele razy. Pamiętam taką sytuację. Zginął młody człowiek. Prosto z nocnej zmiany
jechał na budowę swojego domu, żeby zapłacić robotnikom. Najprawdopodobniej zasnął
za kierownicą. Powiadamiałem jego żonę. Siedziała z małym dzieckiem na kolanach i
trzęsła się. Mówiła: "Boże, co ty nam zrobiłeś? Jak ja teraz będę żyła?".

Ludzie reagują bardzo różnie. Zdarza się, że np. matka wytrzymuje informację o
śmierci dziecka, a ojciec mdleje.

Był wypadek w Al. Jerozolimskich. Przyjechała żona ofiary. Dostała takiej histerii,
że zaczęła biegać po skrzyżowaniu. A ja za nią, żeby drugiego nieszczęścia nie było.

Czasami ktoś powiadamia rodzinę, kiedy policja jeszcze pracuje przy wypadku.
Małżonka albo rodzica, którzy oczywiście przyjeżdżają na miejsce. I wtedy jest
problem. Nie chcą nam np. oddać dziecka, a przecież trzeba je zawieźć do zakładu
medycyny sądowej. My to musimy zrobić. Poza tym po co oglądać zmasakrowane zwłoki. W
zakładzie medycyny, po sekcji, zwłoki będą umyte, opatrzone, pozszywane. Będą
wyglądały zupełnie inaczej.


Jak przekazuje się bliskim taką tragiczną informację?

Zazwyczaj rozmowa zaczyna się w przedpokoju. Pytamy, czy pani taka i taka. Czy taki
pan to pani mąż? No tak. No to my mamy złą wiadomość, uczestniczył w wypadku
drogowym. I obserwujemy, jak się zachowa i jak dalej to przekazać. Nie ma idealnej
recepty. Każdą sytuację trzeba wyczuć. W pierwszej chwili jest szok, załamanie.
Czasem ludzie wyładowują agresję na nas, obwiniają wręcz o spowodowanie wypadku. To
efekt szoku.

Policjant, który pracuje w pogotowiu wypadkowym, musi być równocześnie odporny i
wrażliwy.

Bo czasem trzeba usiąść, dać się wypłakać w mankiet. Czasem przytulić kogoś.

To wszystko jest strasznie trudne. Pamiętam, kiedy policjanci chcieli przekazywać
pewnemu mężczyźnie wiadomość w naszym bufecie. Zaprotestowałem. Zaprosiliśmy go do
pokoju. To nie może się odbyć ot tak sobie, gdzieś w locie, na ulicy. Nigdy nie
przekazujemy informacji telefonicznie. Ustalamy adres, jedziemy do domu. Jeśli
wyjątkowo nie możemy pojechać, to zapraszamy do nas, do wydziału. Mówimy przez
telefon, że mamy informację do przekazania. Ale nie ujawniamy wtedy, o co chodzi.



Na miejscu wypadku, w rozbitym samochodzie, obok zmarłego często dzwoni telefon.
Gdzieś tam przy drugiej słuchawce jest ktoś, kto podejrzewa, że stało się coś złego.
Odbieracie takie rozmowy?

Nigdy. Patrzymy, kto dzwoni, spisujemy numer telefonu i później oddzwaniamy. Ale już
z naszego numeru. Jeden z kolegów miał taką sytuację. Dzwonił telefon i wyświetliło
się: "Twój Aniołek".


Ponoć jeździ pan zawsze zgodnie z przepisami?

Tak, choć wiem, że ludzie się z tego śmieją. Ale jak się człowiek naogląda tylu
tragedii, to ma szacunek do życia, bo wie, że jest ulotne.

Jestem inżynierem mechanikiem. Potrafię zrobić analizę, która pokazuje, że niewiele
zaoszczędzamy, szalejąc na drodze. To są ledwie minuty, sekundy. Na trasie do
Krakowa można zyskać kwadrans. Na oglądanie bzdurnych reklam w telewizji traci się
więcej czasu. Czy warto ryzykować?


A jednak ludzie ryzykują.

Brak im świadomości zagrożeń. Prowadzę kursy dla tzw. sześciopunktowców. Raz na pół
roku można sobie po takim kursie odpisać sześć punktów karnych. Robię tam m.in.
prezentację skutków wypadku. Większość z uczestników przychodzi do mnie po zajęciach
i mówi: "Szkoda, że nikt mi tego na kursie na prawo jazdy nie pokazał".


Co jest w tych prezentacjach?

Pokazuję zdjęcia, ale też opowiadam historię ofiar. Np. pana młodego, który w sobotę
wziął ślub, a już w czwartek nie żył. Jaka to tragedia dla tej dziewczyny! Kierowca
potrącił go, kiedy stał na chodniku. Jechał tak jak większość kursantów na sali,
czyli jak to się mówi, "szybko i bezpiecznie". Tak właśnie jeździ przeciętny Polak.
A jechać szybko i równocześnie bezpiecznie się nie da.

Albo wypadek na Radzymińskiej. Chłopak pożyczył motocykl od kolegi. Nie miał
uprawnień. Przejechał na czerwonym świetle i zderzył się z samochodem. Zginął.
Osierocił troje dzieci. Z czego ta żona będzie żyła z dzieciakami? To właśnie staram
się pokazać. Albo pirat z bmw. Zabił dziadków, którym sąd przyznał opiekę nad
wnukiem, bo rodzice nie żyli. Chłopiec trafił do domu dziecka.

Ludzie nie mają świadomości, że o 10 km/h więcej na liczniku robi różnicę. Proszę
sobie wyobrazić, że jadą dwa samochody. Są identyczne, ważą tyle samo. Jeden jedzie
50 km/h, drugi 60 km/h. Załóżmy, że w tym samym miejscu drogi kierowcy podejmują
decyzję o hamowaniu. Czy wie pan, jaką prędkość ma ten szybszy samochód, gdy ten
pierwszy już stoi? 40 km/h. A przecież było tylko 10 km/h różnicy.


Jakie siły działają na samochód przy zderzeniu czołowym?

Powiedzmy, że samochód jedzie 90 km/h, niech waży jakieś 1,5 t. Każdy z nich ma
energię równą uderzeniu ok. 375 ton. To potężna bomba.

Inny przykład. Załóżmy, że pięcioletnie dziecko waży ok. 20 kg. Kierowca jedzie
90-tką. Jeśli nie zapiął dziecka w foteliku, to w razie zderzenia czołowego dziecko
uderza w fotel przed nim z siłą równą 6 t.

Podczas prezentacji podaję też dane statystyczne, choć nie jestem ich zwolennikiem.
One nie robią wrażenia. Ale jak powiem ludziom, że połowa tej sali może dzisiaj
zginąć, a druga połowa jutro, no to już wrażenie robi. Wiem, że to trochę
nieeleganckie. Ale trzeba pokazać, że ofiarami wypadków nie są anonimowi ludzie. Co
dwa dni ginie w naszym kraju ok. 30 osób, tyle co jedna klasa szkolna. To przemawia
do wyobraźni, prawda?


Pokazuje pan te zdjęcia także w szkołach.

Byłem kiedyś na spotkaniu pod Warszawą. I pewien młodzian w brzydki sposób
komentował to, co mówiłem. "Kolego, masz fajne ciuchy i fajne MP3" - mówię do niego.
MP3 dopiero wtedy wchodziły na rynek, to była droga rzecz. "A gdyby twoi rodzice
zginęli w wypadku? I trafiłbyś do babci albo do domu dziecka? Nie stać by cię było
ani na te ciuchy, ani na to MP3". W sali zrobiło się cicho. I znów może to było
trochę niegrzeczne. Ale chciałem pokazać, że jego też to może dotyczyć.

Od kilkunastu lat podkreślam, że ofiarami wypadków są nie tylko ci, którzy zginęli
bądź zostali ranni. Ale to są też ludzie, o których się nie mówi. Żony, które
straciły mężów, mężczyźni, którzy utracili swoje kobiety. Dzieci pozbawione
rodziców, które idą do rodzin zastępczych i domów dziecka. Albo rodzice, którzy
stracili dzieci. Wypadek drogowy nie kończy się na jezdni ani nawet po procesie
sądowym. Trwa wiele lat.


Co trzeba zrobić, żeby kierowcy się opamiętali?

Uświadamiać już na kursach na prawo jazdy, choć pewnie wszystkich nie przekonamy.
Musi być też nieuchronność kary. Ludzie najbardziej boją się nie mandatu, lecz
utraty prawa jazdy. Częściej powinny być stosowane zakazy prowadzenia pojazdów.
Jakby takiemu kierowcy na sześć miesięcy prawo jazdy zatrzymać, to może by dotarło.


Zatrzymywać prawo jazdy za konkretne wykroczenia?

Nawet za kolizje. W Słowenii jeżeli pan przekroczy prędkość o 50 km/h, to samochód
przez sześć miesięcy nie może jeździć. Jest zaaresztowany. W Norwegii jak pan
przekroczy na autostradzie o 35 km/h, to idzie pan do więzienia na sześć miesięcy.
Za 30 km/h traci się prawo jazdy na pół roku. I śmiertelność wypadków jest znacznie
mniejsza. U nas ludzie się litują. Kiedy ktoś popełni wykroczenie i zatrzyma go
policja, wszyscy mówią: "Ale miał chłop pecha".

Pamiętam wypadek, w którym 17-latka zginęła na pasach. Kierowca, który ją potrącił,
był po alkoholu. Miał dobry samochód, służbowy. Dostał go dwa tygodnie wcześniej.
Mówię: "Idzie pan dzisiaj do aresztu". A on na to: "Widziałem pana raz w telewizji,
jak pan apelował. Myślałem, że mnie to nie dotyczy. Dzisiaj zrozumiałem, że mnie
też. Szkoda, że tak późno".

Większość kierowców mówi: "Ja jeżdżę 15-20 lat bez wypadku, to co mi może się
stać?". Ale zawsze może być ten pierwszy raz.


Wciąż nie możemy sobie poradzić z pijanymi kierowcami.

Na ul. Patriotów był kiedyś wypadek. Zginęła dziewczyna, którą zabił nietrzeźwy
kierowca. Uciekł. Ta dziewczyna bardzo udzielała się społecznie, prowadziła za darmo
zajęcia z angielskiego dla dzieciaków. A ten kierowca to był chłopak, który jechał
do pracy, "wczorajszy", po imprezie.

Byłem potem na marszu milczenia, który zorganizowała młodzież. Odezwała się
koleżanka zabitej dziewczyny: "Ten wypadek dał mi wiele do myślenia. Już nigdy
więcej po piwie nie wsiądę za kierownicę". Nie wytrzymałem. "Musiała zginąć pani
koleżanka, żeby to do pani dotarło? A dlaczego wcześniej pani siadała? Tak samo
myślał ten kierowca, właśnie w taki sam sposób".

Problemem jest społeczne przyzwolenie. Wszyscy wiedzą, że kolega pił, ale pozwalają
mu odjechać samochodem z imprezy. Albo pozwalają się odwieźć. Proszę zwrócić uwagę,
w ubiegłym roku w listopadowy weekend zatrzymaliśmy ponad 2 tys. nietrzeźwych. A
przecież wiadomo, że policjantów wtedy jest na drogach dwa razy więcej niż zwykle. O
ile mogę zrozumieć, że ktoś jedzie szybciej, choć tego nie pochwalam, potępiam to, o
tyle łączenia kierownicy i alkoholu nie rozumiem.


Gdy jedzie pan przez Warszawę, mija krzyże przydrożne. Jakie historie się panu
przypominają?

Prawie o każdym krzyżu mogę coś opowiedzieć.

Rondo Zgrupowania "Radosław", w kierunku mostu Gdańskiego. Na pasie rozdzielającym
jezdnie jest krzyż, obok tablica z napisem: "Maciek lat 18". Była niedziela, na
drodze pusto, ale mokro. Chłopak wpadł w poślizg. Jechał na na 50. urodziny ojca.

Trasa Toruńska. Dwa krzyże. Policjant z cywilem założyli się, czy samochód wyciągnie
150 km/h. Jeden sprzedawał auto drugiemu. No i wyciągnął. Po raz ostatni.

Al. Stanów Zjednoczonych. Chłopak po narkotykach zabrał rodzicom samochód, zabił
swojego kolegę. Sam przeżył.

Albo taki wypadek. Dziewczyna szła z chłopakiem do jego domu. Przechodzili przez
jezdnię. Dwa samochody się zatrzymały, ale zauważyła, że trzeci grzeje naprzód.
Odciągnęła swojego chłopaka. Sama zginęła. Ta dziewczyna wychowała się w domu
dziecka. A właśnie wtedy zaczynało się dla niej inne życie. Poznała świetnego
chłopaka, z dobrze sytuowanej rodziny. Zakochali się, była w zaawansowanej ciąży.
Pamiętam jak dziś, ten jej chłopak i jej niedoszły teść płakali jak bobry. Dwa
potężne chłopy, siedzieli i płakali.


Właśnie zaczyna się jak co roku policyjna akcja "Znicz". Ludzie będą odwiedzać
cmentarze w całym kraju.

W 2008 r. w listopadowy weekend na drogach zginęło 41osób. Jechali na groby, wracali
z grobów. W tym roku najbliżsi pójdą także na ich groby. Po raz pierwszy to będzie
także ich święto.



  • Komentarzy [0]
  • czytano: [794]
 

Musisz się zalogować, aby dodawać komentarze.

Przekaż nam swój 1 %

 

KRS 0000029554

Reklama

Najbliższe spotkanie

W najbliższym czasie zespół nie rozgrywa żadnego spotkania.

Ostatnie spotkanie

LKS StudzieniceBKS Sparta Katowice
LKS Studzienice 0:0 BKS Sparta Katowice
2019-04-13, 17:00:00
     

Wyniki

Ostatnia kolejka 20
LKS Studzienice 0:0 BKS Sparta Katowice
LGKS 38 Podlesianka Katowice 4:2 UKS MK Górnik Katowice
KS Piast Bieruń Nowy 2:3 LKS Łąka
LKS Ogrodnik Cielmice 2:1 GKS Urania Ruda Śląska
AKS Wyzwolenie CEZ Chorzów 3:3 MKS Górnik 09 Mysłowice
MKS Lędziny 2:2 LKS Pogoń Imielin
MKS Iskra Pszczyna 4:1 LKS Sokół Wola
AKS Mikołów 1:0 SKS Fortuna Wyry

Najbliższa kolejka

Najbliższa kolejka 21
BKS Sparta Katowice - SKS Fortuna Wyry
GKS Urania Ruda Śląska - AKS Wyzwolenie CEZ Chorzów
LKS Łąka - LGKS 38 Podlesianka Katowice
UKS MK Górnik Katowice - MKS Lędziny
KS Piast Bieruń Nowy - AKS Mikołów
LKS Pogoń Imielin - MKS Iskra Pszczyna
LKS Sokół Wola - LKS Ogrodnik Cielmice
MKS Górnik 09 Mysłowice - LKS Studzienice

Statystyki

Brak użytkowników
zalogowanych i 7 gości

dzisiaj: 136, wczoraj: 1640
ogółem: 2 790 368

statystyki szczegółowe

Statystyki drużyny